Obserwatorzy

sobota, 29 września 2018

Miasteczko zachwycające - Parga


O tym, że Parga jest zachwycającym greckim miasteczkiem na wybrzeżu Epiru, przeczytałam w przewodniku, kiedy szukałam, co jeszcze można zwiedzić w okolicy Nekromantejonu - (Wyroczni Zmarłych) - mitycznego zejścia do Hadesu. A to z kolei miejsce postanowiliśmy odwiedzić na wyraźną prośbę naszej, zakochanej w ruinach wszelakich, najmłodszej latorośli. Aten jej było za mało, chciała więcej, dlatego w drodze do Albanii zajrzeliśmy jeszcze do Delf. Ale i to nie wystarczyło. Bo Nekromantejon uchodzi za jedne z najbardziej tajemniczych miejsc wśród antycznych pozostałości. No i tak, wypoczywając na południu Albanii, jeszcze na chwilkę wróciliśmy do Grecji - zobaczyć ten magiczny Nekromantejon.



Muszę przyznać - miejsce było ciekawe dla miłośników kamieni, a przy tym ładnie położone. Natomiast Parga sprawiła, że z wycieczki wszyscy wróciliśmy zadowoleni. Dziecię - bo miało swoje ruinki, Małżonek - bo można było zdobyć wzgórze z położoną na nim wenecką twierdzą i ja - bo spędziliśmy miło czas w prawdziwie greckim, uroczym miasteczku, wśród zachwycających kolorowych domków, rozlokowanych malowniczo na nadmorskich zboczach. 😎









poniedziałek, 24 września 2018

Miasto "przy okazji" - Komarno

- Słuchajcie, ale chyba tej trasy nie pokonamy "na raz"?
- No raczej, trzeba gdzieś przespać. 
Trzeba, trzeba. Wiadomo, że jak się ma do pokonania granicę serbsko-węgierską, to raczej nie ma szans, by gdzieś dojechać w planowanym czasie. 
No to myślimy o noclegu po drodze. Samo spanie to nie problem; hoteli, moteli, pensjonatów i stacji benzynowych (bo przecież tam też można przekimać w aucie kilka godzin i jechać dalej) w bród,  ale marzy się, żeby "przy okazji" coś zobaczyć, a jednocześnie dojechać jak najdalej. Bo czas goni, a  do domu daleko.
I tak jadąc palcem po mapie, a właściwie po ekranie telefonu, dotarliśmy do granicy węgiersko-słowackiej. No i uznaliśmy, że fajnie jest. Damy radę, dojedziemy, a "przy okazji"  spędzimy sobie wieczór przy słowackim piwku.
Tak pokrótce wygląda historia naszych odwiedzin w przygranicznym miasteczku - węgierskim Komarom, słowackim Komarnie. Znaleźliśmy bardzo klimatyczny hotelik w dawnej synagodze po słowackiej stronie miasta. Każdy pokój w innym stylu, sympatyczny ogródek, spokojna okolica.


A po zameldowaniu i pierwszym piwku w hotelowej restauracji ruszamy "w miasto". Nie są to już bałkańskie klimaty, wieczorem, jak to często w naszej części Europy bywa, miasto po prostu śpi. Większość lokali zamknięta, na ulicach pusto, cisza i spokój. Ten spacerek pokazuje nam, że miasteczko bardzo przyjemne, dlatego postanawiam powtórzyć wycieczkę rano.


I z rana wyruszam, kiedy wszyscy jeszcze śpią. Ale, kiedy wróciłam i pokazałam zdjęcia, odbyłam tę trasę jeszcze raz, bo innym się żal zrobiło i "też chcieli". Kocham Bałkany, ale muszę powiedzieć, że po tym bałkańskim (cudownym) chaosie, hałasie, bałaganie urzekła mnie cisza, spokój i...czystość słowackiego Komarna.  Chciałoby się zostać jeszcze chociaż jeden dzień. A póki co zapisałam to miasteczko na mojej liście "kiedyś znowu" 😉











czwartek, 13 września 2018

Miasto po drodze - Nowy Sad

Planując wyjazd na południe Europy, myślimy przeważnie o relaksie nad lazurowym, czystym morzem, wśród drzew piniowych lub oliwnych, na plażach ze złocistym piaskiem albo białymi kamyczkami. 
Serbia nie ma tego wszystkiego. Położona w środku Półwyspu Bałkańskiego, bez dostępu do morza, stała się krajem tranzytowym. Turyści zaglądają tu tylko "po drodze", pędząc autostradą z północy na południe, od granicy do granicy. 
Ja też zawsze przez Serbię tylko przejeżdżam. Ale zawsze przejeżdżając próbuję coś po drodze zobaczyć. 
Przed laty, w drodze do Grecji, odwiedziliśmy serbską Suboticę i, położony tuż obok, Palić. I wtedy już powiedziałam, że muszę kiedyś zobaczyć ten kraj. Do tej pory nie udało mi  się tego zamiaru zrealizować, ale ciągle mam nadzieję, że nadejdzie takie lato..
Tego roku, zachęceni przez Helgę, chcieliśmy w drodze do Grecji, "zaliczyć" Belgrad. Nie udało się. Jakoś nie mogliśmy znaleźć fajnego, niedrogiego noclegu z miejscem parkingowym. No i szukając czegoś w pobliżu, odkryliśmy Nowy Sad. I naprawdę było warto.
Miasto, nazywane przez samych Serbów Srpska Atina (Serbskie Ateny), naprawdę trochę je przypomina, zwłaszcza wieczorami, kiedy ulice i knajpki tętnią życiem.




Miasto nocą

Oczywiście, podobieństwo do Aten dotyczy głównie klimatu miasta, bo nie ma ono tak bogatej przeszłości, jak stolica Grecji. Położone nad Dunajem, powstało dopiero w XVII wieku, przy okazji budowy twierdzy Petrovaradin.


Petrovaradin


Widok na Dunaj

Oczywiście, do 1918 roku Nowy Sad leżał na terenie  Austro-Węgier, co do dziś można poczuć. Spacerując ulicami miasta, odkryjemy charakterystyczną dla Monarchii architekturę i zieleń. A jednocześnie wśród tej architektury wpadamy w typowy dla bałkańskich miast styl życia: wieczorny gwar i spokojne, senne przedpołudnie. Kiedy poszliśmy na spacer o ósmej rano, miasto jeszcze spało. Byliśmy jednymi z niewielu przechodniów. 










To naprawdę miasto warte odwiedzenia, choćby niejako "przy okazji" i "po drodze". Jest piękne, gościnne i niedrogie - za naprawdę nieduże pieniądze można tu przenocować i zjeść pyszną, sycącą bałkańską kolację. 😎